Witajcie Kochani, jak śpiewał Piotr Bukartyk "niestety trzeba mieć ambicje" tak i ja, kierując się tą myślą postanowiłam wspiąć się na wyżyny moich twórczych możliwości. A dla mnie taką właśnie wyżyną było ulepienie twarzy moim aniołom... i stało się. Pierwszy Anioł z "gębą" zamiast kulki;)
Oj to był hardcore! Ale muszę przyznać, że to fajna odmiana od moich poprzednich solanek. Jednak "kulkowe" aniołki nadal wiodą prym wśród moich wytworków. Niemniej jednak co jakiś czas zamierzam eksperymentować z "dorosłą" wersję anielic;) Tymczasem, gdy byłam pochłonięta lepieniem, dostałam paczkę z prezentem od Diany. Ach jaka była moja radość po otwarciu koperty. Najpierw rozległ się zapach zielonej herbaty i opuncji. Potem zobaczyłam tę klimatyczną kartkę pełną miłych słów...
... komplet biżuterii: broszkę, kolczyki i to co kocham ostatnio najbardziej, a czego mam w domu największy deficyt- pierścionek! :)
W zestawie była też słodka bransoletka, którą od ręki przechwyciła siostrzenica mojego męża. Dlatego zdjęcie umieszczę na dniach, zapewne na modelce;) Diano, jeszcze raz baaaardzo Ci dziękuję za wspaniały prezent. Widać, ze włożyłaś dużo serca, cierpliwości i oczywiście talentu w jego wykonanie.
Na koniec zdjęcie moich ulubionych tulipanków, które ostatnio często goszczą w naszym domu za sprawą nagromadzenia przeróżnych okazji. Tak, tak, luty to był miesiąc imprez, zaczynając od rocznicy ślubu, poprzez urodziny, walentynki na dniu kobiet w marcu kończąc. Teraz czas odpocząć i nadrobić zaległości blogowe. Do zobaczenia zatem u Was:*